"Cudowny chłopak"



CUDOWNY CHŁOPAK
R. J. PALACIO
wyd. Albatros
416 str.
Tłum. Maria Olejniczak-Skarsgard



Na początek może krótkie streszczenie (z lenistwa kradnę je z portalu lubimyczytać.pl):
August jest inteligentnym, dowcipnym chłopcem i jego życie wyglądałoby pewnie zupełnie inaczej, gdyby nie jeden zmutowany gen, z powodu którego ma zdeformowaną twarz i, zanim skończył 10 lat, musiał przejść 27 operacji. Do tej pory patrzył na siebie oczami bezwarunkowo kochających go rodziców i siostry. Teraz, gdy idzie do szkoły – od razu do piątej klasy – przyjdzie mu się zmierzyć ze światem rówieśników i starszych uczniów, z ostracyzmem, uprzedzeniami, a czasem ze zwykłym chamstwem i podłością. Spotka się jednak również z dobrocią, przyjaźnią i wspaniałomyślnością.
Tak to po krótce wygląda.

Zanim trafiłam na tę książkę, historia Auggiego była mi już dobrze znana. A to za sprawą filmu, na który zresztą czekałam odkąd tylko zobaczyłam teaser. Kinowa wersja Cudownego chłopaka bardzo mi się podobała. Tak bardzo, że oczy mi się zaświeciły z radości, gdy w moje łapki trafiła papierowa wersja opowieści o Auguście. Przeczytałam ją jednego dnia, w niecałe pięć godzin, odrywając nos od lektury tylko na czas wspólnego, rodzinnego obiadu.

Czy zatem oznacza to, że książka porwała mnie tak samo jak film? Czy tak samo poruszyła mnie i zmusiła do myślenia o rzeczach, o których może czasem nie chce się myśleć?

I tak, i nie.

Dlaczego?

Otóż stało się tak dlatego, że ja, mając już prawie 26 lat na karku (chlip, chlip), najzwyczajniej w świecie nie jestem targetem tej książki i czułam to już od pierwszych stron. 
 Głównym bohaterem, a także głównym (choć nie jedynym) narratorem jest Auggie, który w momencie opowiadania swojej historii idzie właśnie do piątej klasy, jest więc ode mnie dużo, dużo młodszy i widać to w sposobie mówienia – w słownictwie, jakim się posługuje, w budowie zdań oraz w tematach i zagadnieniach, na które poświęca mniej lub więcej czasu – bardziej skupia się na opisaniu sytuacji, przedstawieniu rozmów między nim a resztą bohaterów niż na motywacji swojego zachowania albo przedstawianiu tego, co czuł w danym momencie. Nie znaczy to, że zupełnie tego w jego części brakuje – to wszystko w jego narracji istnieje, tylko, moim zdaniem, nie zawsze w odpowiednim miejscu. Mamy bowiem kilka sytuacji, w których bohater rozmawia sobie z kimś, wszystko jest w porządku, w trakcie dialogu nic nie sugeruje zmiany nastroju Auggiego, aż tu nagle bum! – chłopak zalewa się łzami, a czytelnik nie ma pojęcia, skąd mu się to wzięło. Dowiaduje się dopiero później, na czym cała opowieść traci w kontekście tego, jak oddziałuje na odbiorcę. Bo oddziałuje, ale delikatnie – a mogłaby, właśnie przez budowanie nastroju, wywołać dużo więcej emocji i skłonić do dłuższej refleksji.

Podobnie jest w przypadku pozostałych narratorów, którzy w kolejnych częściach książki opowiadają te samą historię z ich punktu widzenia – mówię tu o siostrze Auggiego Vii, jej chłopaku Justinie, jej przyjaciółce Mirandzie oraz nowych przyjaciołach głównego bohatera – Jacku Willu i Summer. 

Nie można jednak powiedzieć, że jest to puste sprawozdanie z przebiegu zdarzeń. Wyjątkowo dobrze opisano reakcje na wygląd Augusta i uczucia, jakie towarzyszyły bohaterom po tym, jak go poznali, albo gdy dochodziło do konfrontacji świat – Auggie – ja i gdy bohaterowie musieli zmierzyć się ze swoim wstydem, swoją słabością, a jednocześnie z miłością czy sympatią do głównego bohatera i stanąć po której ze stron. Musieli zdecydować, czy fakt, że Auggie ma zdeformowaną twarz, jest powodem do tego, by się go wstydzić, unikać, obmawiać za plecami. Czy to, że ich brat/ kolega wygląda trochę inaczej w ogóle powinno mieć dla nich jakieś znaczenie.

Każdy z nich przechodzi jakąś próbę i, na szczęście dla mojego serca, wychodzi z tej próby zwycięsko. Może nawet zbyt zwycięsko… ale biorąc pod uwagę fakt, że po książkę będą raczej sięgać młodzi ludzie w wieku szkolnym, jestem w stanie zaakceptować nieco przerysowane, cukierkowe szczęśliwe zakończenie i nawet mogę się wzruszyć na przemówieniu pana Tushmana, dlaczego nie.

I nawet z przyjemnością polecę książkę moim młodszym znajomym (i ich młodszym znajomym). Zaznaczę tylko, żeby nie zwracali uwagi na to, co mnie osobiście okropnie rozpraszało, czyli na, niestety, dość widoczne potknięcie tłumaczki pod względem stylizacji języka na slang młodzieżowy. Ale gdy już się zaakceptuje ten mały szczegół, resztę czyta się szybciutko, chociaż nie bezboleśnie.

Człowiek musiałby być totalnym gburem i mieć kamień zamiast serca, żeby Cudowny chłopak ani razu i nijak nie zmusił do zastanowienia się nad tym, jak ja traktuję osoby podobne do Auggiego. A zastanowić się – i wyciągnąć odpowiednie wnioski – warto. Nawet trzeba.


W gruncie rzeczy dobrze więc, że ta książka powstała. Dobrze, że jest, że trafia do ludzi, że jest tak popularna i że być może niektórym otworzy oczy i W KOŃCU uświadomi, że inny nie znaczy gorszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 pannaliteratka , Blogger